tło

wtorek, 21 kwietnia 2015

Calwich, Staffordshire

Przez ostatnie kilka miesięcy, jedno miejsce w drodze do pracy szczególnie kusiło mnie zza okien autobusu - bardzo kręta rzeka w dolince między wysokimi wzgórzami. Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu zrobi się pogoda godna odwiedzenia tego miejsca. 

Calwich
Aż w końcu nastał tydzień bezchmurnego nieba i choć drzewa mają dopiero malutkie listki to czuć majową atmosferę, mimo że dopiero połowa kwietnia. Łąki żółcą się mleczami, strumienie kaczeńcami, a tarniny i inne drzewa już stroszą biało różowe płatki. Wreszcie można zdjąć kurtkę, a nawet sweter i oddać bladą, pozimową  skórę pieszczotom promieni słońca. 


Opuszczam nieliczne gospodarstwa Calwich i otwiera się przede mną soczyście zielona trawa przecięta jasną dróżką. 



Odgłosy cywilizacji ustępują miejsca przyrodzie - dzięcioł stuka zawzięcie, bażant czasem krzyknie, a drapieżca bezgłośnie kreśli koła na niebie. 


Zbaczam na chwilę ze szlaku, żeby zobaczyć z bliska stary mostek, zarośnięty chwastami z przerdzewiałą bramą i niewysoką wieżyczką. Kiedyś za przejazd mostem były pobierane opłaty i to prawdopodobnie była budka takiego strażnika.

 

Brzeg rzeki jest ogrodzony, szkoda bo słychać, że nieopodal jest wodospadzik. 


Wracam na trakt, zza drzew już majaczą ruiny, które są dziś moim celem. 


Stare opactwo jest obecnie w rękach prywatnych i niedawno zostało wystawione na sprzedaż, ciekawe czy ktoś porwie się na remont budynku opuszczonego od ponad pół wieku. 

Calwich Abbey
 
Tabliczka na ogrodzeniu informuje o zakazie wchodzenia, ale udaję, że jej nie widzę i szybko przeskakuję przez płot. Z drugiej strony budowlę otacza las, schodzący stromo do rzeki. Kiedyś musiał być tu pewnie park, o czym świadczą ledwo widoczne schody z ozdobami. 


Swoją niezapowiedzianą obecnością wypłaszam ptaki, które nagle wylatują z bezokiennych pomieszczeń, przyprawiając mnie o mały zawał serca. Bluszcz panoszy się bezczelnie wykorzystując bezbronność zniszczonych murów. 

Calwich Abbey
Wracam na szlak i podchodzę jeszcze z przodu, a tam wybiega szczekający, duży pies. Uff dobrze, że już jestem po bezpiecznej stronie siatki.


Kawałek dalej widzę w dole, przy samej rzece ładny budyneczek. Schodzę do niego przez pastwiska. 


Pustelnia jest zamknięta na zardzewiałą kłódkę. 



Taka samotnia, przy miarowym pluskaniu rzeki pośród pól, a romantyzmu nadaje jej para łabędzi tuż obok. 



Wychodzę na najwyższy punkt skąd rozpościera się widok na Mayfield, a może nawet Ashbourne. 


Znalazłam przestrzeń w Anglii...








3 komentarze:

  1. bardzo lubię takie opuszczone budynki, ale nigdy nie zwiedzam ich sama ze względów bezpieczeństwa...odważna jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieję, że ktoś wkrótce zaopiekuje się tą architektoniczną perłą

    OdpowiedzUsuń
  3. Stara angielska wieś. Jest klimatycznie i taka Anglia ma swój urok jedyny w swoim rodzaju

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...