tło

niedziela, 31 maja 2015

Majorka cz. III - La Riserva, Port de Valldemossa, Port d'Antratx

Przy śniadaniu z widokiem na hotelowy basen wybieramy atrakcje na dzisiaj. Na pierwszy rzut idzie La Riserva, czyli jak to napisali w przewodniku - majorkański raj. Po drodze zatrzymujemy się w kawiarni w klimatycznej wiosce Puigpunyent. Mnie już od rana nosi ciekawość, więc wypiłam szybko świeżo wyciskany sok pomarańczowy i obeszłam najbliższe zakamarki miejscowości. 



Skręcamy w boczną, bardzo wyboistą dróżkę, która ma nas zaprowadzić do owego raju, a jak wiadomo droga do raju nie jest łatwa. Na miejscu okazuje się, że wstęp kosztuje 14 euro, a głównymi atrakcjami są niedźwiedzie, dzikie ptaki i inne zwierzęta w zagrodach. Mocno się zastanawiamy, czy to aby na pewno miejsce dla nas, ale kusi też opis 30 wodospadów pośród fantazyjnych skał, więc wchodzimy. 



Omijając wrzeszczące dzieci na wąskich ścieżkach, próbujemy dopatrzeć się tych wodospadów, czyli cienkich stróżek wody... Otoczenie jest dosyć egzotyczne, pośród gór, taka oaza zieleni i ładnych formacji skalnych, ale rajem byśmy tego nie nazwali. Przy przystanku z grillem zatrzymała się większość odwiedzających, więc na parking wracamy już w ciszy i spokoju. 


 
Jak ktoś używa w przewodniku słowa raj to jednak powinien bardziej sprecyzować co to dla niego oznacza, bo dla nas to było trochę rozczarowanie.
Mijamy duży parking obstawiony autobusami, to prawdopodobnie kolejna 'wielka' atrakcja turystyczna - Sa Granja, którą sobie darujemy. Zamiast tego, zjeżdżamy z gór do Portu Valdemossa, o którym nie wiemy nic. Jeśli w poprzednich postach wspominałam coś na temat trudnych i wąskich serpentynach, to to było nic!  Dzisiaj pokonujemy Level 3. 

Droga do Port de Valldemossa
Droga jest szeroka na jedno auto, ktoś miał poczucie humoru i narysował linię pośrodku, a może to dla rowerów. Z jednej strony urwisko skalne, z drugiej totalna przepaść, gdzie w dole widać maleńkie domki portu. 



Trochę nie dowierzam, że my naprawdę mamy tam dotrzeć w ten sposób, ale zawrócić się nie da, więc nie pozostaje nam nic innego, jak podziwiać widoki i nie myśleć o najgorszym. Port Valldemossa okazał się nie być portem. U podnóża gór leży kilka domków, skrawek kamienistej plaży, jedna restauracja i parking. To w takim razie po co ktoś budował tak niesamowicie trudną drogę tutaj? To dla mnie zagadka. Kolor morza ma odcień głębokiego granatu, a białe fale spieniają się o pomarańczowe klify - piękny obrazek. 


Wracamy oczywiście tą samą drogą, innej nie ma. Mijamy stłuczkę, na szczęście nie groźną. 


Dzień zakończymy tym razem w prawdziwym porcie Port d'Andratx. Duża przystań pełna jest ekskluzywnych jachtów i motorówek, które wyrywają się na pełne morze, ale grube liny mocno pilnują ich więzami. 

Port d'Andratx
Knajpki tuż nad wodą są okropnie drogie, więc wybieramy taką w bocznej uliczce, ale też z widokiem na port. Pytamy sympatycznego kelnera, co mają z opcji wegetariańskich i radośnie odpowiada, że wszystko. Rozbroił nas optymizmem. Zamawiamy regionalne danie tumbet, czyli bakłażan, ziemniaki, papryka i inne warzywa zapieczone w sosie pomidorowym i typowo hiszpańską paellę. Pełnia smaku, pełnia klimatu, nic dodać, nic ująć. Wznosimy toast lokalnym winem za udany wyjazd.


5 komentarzy:

  1. No tam przynajmniej ciepło..wszędzie Raj gdzie nas nie ma :)..zwłaszcza podatkowy..Bo to był 'Raj" do robienia kasy ;)..przynajmniej jest pas namalowany..tu na wielu drogach nie ma ani po środku, ani przy poboczach..wieczorem nie wiadomo gdzie droga, gdzie krzaki..tak dbają o bezpieczeństwo jazdy..piękne widoki! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Linia pośrodku jest po to, że gdy się jedzie w nocy, ma się ją między kołami i jedzie się jak po sznurku..a nie wypada w przepaść :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Grey Wolf świetna interpretacja linii hehe bardzo możliwe ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. dobrze że ta droga z linią po środku ma chociaż murek od strony przepaści, bo jadąc nocą można by było się zdziwić :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...