tło

poniedziałek, 5 września 2016

Beskid Sądecki - Jaworzyna Krynicka - Niemcowa


Najlepsza pobudka to taka, kiedy słońce śmiało muska zamknięte powieki, a najlepsza motywacja do wstania z łóżka, jest wtedy, gdy za oknem czeka wspaniały widok. Właśnie tak wyglądał mój poranek w schronisku górskim pod Jaworzyną Krynicką. 
 
Widok ze schroniska na Jaworzynie


Przeciągam chwile na balkonie, jedząc śniadanie i robiąc notatki, wcale mi się nie śpieszy, żeby opuścić to miejsce. Wreszcie wychodzę na szlak w kierunku Hali Łabowskiej, ale wkrótce zatrzymuje mnie borówczysko. Zbieram mozolnie, małe czarne owoce, na zmianę wkładając do ust i do pojemniczka. 
Dzisiejsza trasa wydaje mi się za krótka, więc wydłużam ją sobie schodząc do schroniska pod Wierchomlą na obiad. Z daleka dało się słyszeć piski dzieci i głośne rozmowy, już wiem, że nie zabawię tu długo.
Turystów przyciąga tutaj widok na Tatry, ale akurat dzisiaj przysłoniły je chmury.  
Widok ze schroniska pod Wierchomlą

Pani w kuchni zdziera gardło wywołując kolejne zamówienia. Przyszła kolej i na moje naleśniki z serem, smażone na maśle z chrupiącą skórką i nutą cynamonu, prawie jak domowe. 
Wracam na czerwony szlak przechodząc przez skoszoną polanę pachnącą cudownie sianem. 

Ścieżka wiedzie najpierw pod górkę, a potem już tylko spacer po przyjemnie pofalowanym terenie. 

Od tej pory napotykam tylko jedną osobę, jestem całkowicie sama, zaabsorbowana obserwacją piękna natury.



Miejscami las wygląda mizernie. Zwalone świerki, chory drzewostan straszy gołymi gałęziami. Tablica informuje, że po wojnie sadzono tu masowo modrzewie i świerki, a nie wzięto pod uwagę, że te drugie słabo radzą sobie w górskich warunkach, dlatego będą zastępowane jodłami i bukami. 




Do schroniska pod Halą Łabowską przychodzę pod wieczór. Nie ma tu prądu, agregat włączany jest tylko w określonych godzinach - całe szczęście, bo robi sporo hałasu. 
Schronisko na Hali Łabowskiej

Schronisko jest w podobnym klimacie jak poprzednie. Nie ma akurat tłumów, jedynie grupka niemieckich skautów. 
Widok ze schroniska

Po spokojnej aklimatyzacji w beskidach, nazajutrz czeka mnie trochę dłuższa i  bardziej wymagająca trasa. 

Zejście do Rytra zajmuje mi kilka godzin, oczywiście z przerwą na borówki. Zejście nie oznacza, że mam cały czas z górki, teren jest zróżnicowany, a przez to ciekawy. 
Borówczysko
Co jakiś czas niewielkie polany odsłaniają widok na okolicę. 

W pewnym momencie szlak się rozwidla, niebieski wiedzie prosto, a mój czerwony zakręca według mapy. Do tej pory oznakowania były bardzo gęsto, natomiast teraz przeszłam spory odcinek i nie odnalazłam żadnego. Zaczynam się wahać czy dobrze skręciłam, aż dochodzę do pojedynczych zabudowań. Gospodyni kieruje mnie ledwie widoczną ścieżką przez łąkę, do lasu, gdzie podobno droga sama mnie zaprowadzi. Wierząc na słowo idę stromo w dół. Po jakimś czasie wyszłam na drogę prowadzącą do zamku w Rytrze. Już tylko przekroczę Poprad i za chwilę naładuję siły oraz telefon w pizzerii. Jest już godzina 15, a przede mną jeszcze 3 godziny wędrówki pod górę. 
Zamek w Rytrze
Najpierw szlak wiedzie między domami, ale już stąd widać pięknie położony zamek w Rytrze. Mieszkali w nim niemieccy rycerze, stąd powstała nazwa miejscowości od słowa Ritter, czyli 'rycerz'. 


Im wyżej tym bardziej tradycyjne gospodarstwa. Na łąkach pasą się krowy, owce, starsza Pani układa siano w kopki, a jej piesek wesoło mnie obszczekuje. Ścieżka prowadzi mnie ciasno pomiędzy drewnianym domkiem a wygódką...

Słońce daje mi się we znaki, więc z ulgą zanurzam się w las. Spotykam tylko dwie osoby podążające w przeciwnym kierunku. Słyszę każdy mój krok, przyspieszony oddech i delikatny szelest liści.


Zbliżam się do polany Niemcowa na wysokości 1001 m n.p.m., gdzie pozostało tylko jedno gospodarstwo. Kiedyś, gdy zaczynało brakować terenów rolnych w dolinach, ludzie przenosili się wyżej w góry, karczując lasy. Jednak w ostatnich kilkudziesięciu latach pojawiły się nowe możliwości zarobkowe i trudne górskie tereny zaczęły się wyludniać. Mijam jeszcze dwie opuszczone chaty, a także pomnik upamiętniający szkołę opisaną przez Marię Kownacką w książce "Szkoła nad obłokami", która działała tu w latach 1938-1961 (z przerwą wojenną).

Chatka pod Niemcową

Na polanie Trześniowy Groń, znajduje się chatka studencka zwana "Chatką pod Niemcową", gdzie zamierzam zanocować. Wita mnie standardowe tutaj pytanie, czy napiję się herbaty, dzięki czemu, od razu można poczuć się jak w domu. Akuratnie gości tu tylko kilka osób i znowu niemieccy skauci. Nie ma tu prądu, ani bieżącej wody. Zostaję wtajemniczona, gdzie jest źródełko, świeczki i coś w stylu łazienki, gdzie można się umyć w misce.  Siadam przy starym piecu i wsłuchuje się w opowieści o tym specyficznym miejscu. Ten niepowtarzalny klimat ściąga tu pasjonatów gór i ciekawe osobowości, a co za tym idzie, niebanalne historie. Przeglądam też grube kroniki, które są podobno najlepszą lekturą, pełne cytatów i anegdot. 


W ostatni dzień mojej górskiej wycieczki świat postanowił zakryć się chmurami. Pozostaję więc w przytulnej kuchni i zupełnie wciągają mnie gry zrobione przez samego gospodarza, który jest dobrym duchem chatki. Co jakiś czas przychodzą turyści, zmoknięci grzeją ręce na darmowym kubku herbaty, zostawiają kilka zdań historii swojego życia i idą dalej. Przyszła kolej i na mnie. O 15 zarzucam landrynkowy płaszczyk przeciwdeszczowy i schodzę stromo w dół do Piwnicznej Zdroju, skąd wracam tak samo pociągiem.

9 komentarzy:

  1. Fantastyczna relacja, jak zwykle. Piekne zdjecia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ cudowna wyprawa... zazdroszczę bardzo tych cudownych widoków, tego spokoju i wszystkich napotkanych atrakcji. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczne widoki... i "skoszona polana pachnąca cudownie sianem"... coś wspaniałego. Samotność wśród gór, heh jak ja za tym tęsknie :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne miejsca to i relacja z nich piękna. Wierchomla jeszcze dwadzieścia lat temu była cichym i klimatycznym miejscem Ale stała się modna...
    Dodatkowy minus to fakt że łatwo tam dojechać samochodem, więc ściągają tu typy miłe widziane podczas grilla w ogrodzie ale niemile widziane w górach i na szlakach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzielna jesteś, Doroto:-) zainteresowała mnie Jackowa Pościel, wygooglałam sobie i wyobraźnia rozminęła się z rzeczywistością, smutne wydarzenie; te połacie borówczysk kuszą, u nas na Pogórzu ich nie ma, trzeba jechać w suche sosnowe lasy Roztocza; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię Beskid Sądecki, to prawie moje rodzinne góry, tak często w nich bywałem w młodości. uwielbiałem patrzeć na ciągniące się wysoko polany z charakterystyczną szachownicą. Sama podróż pociągiem jest niezwykła ucztą dla oczu.Do tego cisza i spokój zachęca do wypoczynku. Do tego w dolinach uzdrowiska ze wspaniałymi wodami. Aż zachciało mi się odbyć taką wyprawę przed siebie. Ładne zdjęcia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Odbyłam tę trasę w przeciwnym kierunku - czytałam tak, czytałam i wspomnienia odżyły. Dziękuję za te chwile powrotu w góry.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...