Na rozgrzewkę w pierwszym dniu weszliśmy na Korbanię. Niewielki szczyt bliżej Soliny niż Bieszczad Wysokich. Nasz szlak rozpoczął się w Bukowcu, skąd można dojść na szczyt za zielonymi lub czerwonymi oznaczeniami.
Opuściliśmy wioskę robiąc zdjęcia malowniczej okolicy, by po chwili zanurzyć się w lesie z ulgą przyjmując chłodny cień drzew. Na szczycie wybudowano w ostatnich latach drewnianą wieżę, skąd rozpościera się widok na Zalew Soliński, a nawet Bieszczady Wysokie.
Widok z wieży widokowej na Korbani |
Zostało nam jeszcze trochę dnia na krótki spacer, więc zatrzymujemy się po drodze do Łopienki . Jedna z wielu wysiedlonych wsi jest często odwiedzana przez turystów ze względu na ocalałą cerkiew. Odremontowana bieli się na tle zielonych wzgórz, zupełnie jak gdyby nic się tu nie wydarzyło, a przecież historia była bezlitosna.
Łopienka |
Meldujemy się w schronisku młodzieżowym w Wetlinie, gdzie pokój wieloosobowy dzielimy tylko z jedną parą. Warunki jak na taki obiekt są moim zdaniem bardzo dobre i godne polecenia. Wieczór spędzamy w kultowym miejscu "Baza ludzi z mgły", gdzie wzrok wszystkich skupia się nad barem oblepionym różnymi pamiątkami. Każdy chciał zaznaczyć swoją obecność zdjęciem, legitymacją, czy choćby biletem ze swojego miasta.
Baza ludzi z mgły |
Muczne |
Hotel w Mucznem |
Przejeżdżamy obok pozostałości wiaduktu kolejki wąskotorowej, jednej z wielu zlikwidowanych. Im bliżej granicy z Ukrainą, tym mniej domów i droga coraz bardziej dziurawa. Mijamy Tarnawę Niżną, gdzie znajdują się zabudowania dawnego gospodarstwa rolnego i osada jego pracowników. W nieistniejącej już Tarnawie Wyżnej, utworzono rezerwat torfowiskowy, udostępniony do zwiedzania specjalnym pomostem.
Widok z torfowiska w Tarnawie |
Trasa przez wielu jest niedoceniana i budzi rozczarowanie, ale znając historię tych terenów nie sposób oprzeć się ekscytacji. Dla mnie wycieczka na prawie sam kraniec bieszczadzkiego worka jest tym bardziej ważna, bo stanowi jakby zwieńczenie wcześniejszych wypraw wzdłuż wschodnich kresów Polski.
Przed wojną były tu gęsto zaludnione wsie, jednak w ramach oczyszczania granic, zostały wyludnione. Przez kilka lat, opuszczone tereny zagarnęła przyroda powoli zacierając ślady niedalekiej przeszłości. Resztę zniszczeń dokonał człowiek, próbując hodować tu zwierzęta na dużą skalę i równając teren spychaczami, a nawet materiałami wybuchowymi. Kolejnym niedorzecznym epizodem było zamknięcie okolic Mucznego wraz z 'workiem' przez rząd, gdzie płk. Doskoczyński utworzył kolejną zaciszną enklawę jako miejsce polowań elity polskiej, a także zagranicznej. Bez przepustki nie można było tu przebywać, a zakazany owoc smakuje najlepiej, dlatego co odważniejsi turyści stawiali sobie za punkt honoru nielegalne dotarcie do grobu Hrabiny - miejsca w tym czasie niemal symbolicznego.
Dzisiaj możemy swobodnie poruszać się po wyznaczonym szlaku, a jednak aura tajemniczości towarzyszy mi, gdy próbuję sobie wyobrazić smak tamtych czasów, nie tak dawnych przecież.
Początkowo droga się rozwidla, na prawo wiedzie trasa rowerowa zataczająca pętlę, a my idziemy w lewo obok kadzi z dawnej potaszni. Dla tych co nie wiedzą, co to jest, stary duży gar musi wyglądać dosyć intrygująco. Idziemy drogą z resztkami asfaltu na grzbiecie, obserwując od dołu panoramę Wysokich Bieszczad.
Jest przepięknie - łąki sprawiają wrażenie przestrzeni, a w tle kuszą szczyty połonin. Gdzieniegdzie mijamy rozlewiska bobrów, które świetnie się tu zadomowiły.
Pierwszym przystankiem jest dawna wieś Beniowa, której symbolem jest rozłożysta lipa - przetrwała przekornie mimo wszystko.
W opuszczonej wsi Beniowa |
Na tablicy informacyjnej widnieje zdjęcie zniszczonej cerkwi - imponująca, z pięcioma baniastymi dachami...
Krzyż z dachu cerkwi |
Dalej ścieżka snuje się ciekawie między zaroślami, lasem, nad stromym zboczem, aż łączy się z kamienistą drogą. Jest to jedyny nudny odcinek, gdzie widok ogranicza z obu stron las, grube kamienie nie ułatwiają wędrówki, a południowe słońce świeci prosto w twarz.
Odpoczywamy chwilę w drewnianej wiacie i kontynuujemy marsz tym razem przez las po drewnianej kładce.
Zaczynają się znowu przyjemne plenery z bujną przyrodą. Łagodnie schodzimy w dół, by znów podejść w górę, zniknąć za zakrętem lub potężnym świerkiem.
Sama przyjemność, cisza, mijamy jedynie sporadycznie turystów. Docieramy do miejsca, gdzie stał dwór. Widoczne są fundamenty i wejście do piwnicy, która już się częściowo zawaliła. Na przeciwko stała kaplica dworska, ale została wysadzona w 1970 roku...
Grób Hrabiny |
Sianki po stronie ukraińskiej |
Nagle dobiega nas głos z głośników, jakby z przeszłości, ze świata, który kiedyś tętnił tu życiem. To zapowiedź pociągu na dworcu kolejowym w Siankach po stronie ukraińskiej. Możemy go zobaczyć z punktu widokowego na wioskę przedzieloną granicą na pół. W głowie się nie mieści, ze jeszcze kilkadziesiąt lat temu był tu znany kurort narciarski, porównywalny do Zakopanego. Do sianek przyjeżdżały tysiące turystów, goszcząc w licznych pensjonatach, schroniskach, restauracjach, a nawet teatrze. Znajdowała się tu również skocznia narciarska oraz tor saneczkowy! Dziś po stronie polskiej nie zostało kompletnie nic. Po drugiej stronie granicy widzimy rozsiane domy, ale wybudowane na nowo po wojnie. Jak ulotne jest to co materialne...
Co jakiś czas rzucają się w oczy słupki graniczne, kilkanaście metrów dalej jest już inne państwo, a kiedyś była Polska. Dochodzimy do kresu naszej wycieczki - do źródeł Sanu, niestety tylko umownie zaznaczonych, bo prawdziwe znajduje się za granicą. Moje wycieczki po południowo-wschodniej Polsce często kręciły się wzdłuż Sanu, aż w końcu dotarłam do jednego ze źródeł. To naprawdę ten nikły ciek wodny przeobraża się w całkiem sporą rzekę? Zanurzam dłoń w lodowatej wodzie, myśląc, że tak samo jest z naszymi marzeniami. Ze źródełka wypływa nieśmiało myśl, nabiera rozpędu początkowo cienką strużką małych kroków, by w końcu rozlać się szerokim korytem spełnionych marzeń.
San |
Dalej już nie mamy prawa iść, musimy wrócić tę samą ścieżką. Cała wędrówka zajęła nam 9 godzin, ale wg znaków można ją pokonać w 7, ale czy nie warto zadumać się przez chwilę?