Jedziemy rowerami cofnąć się w czasie. Na wzgórzu, palisada
z drewnianych pali ostro zakończonych, strzeże jednego z ważniejszych grodzisk
średniowiecznych na Pomorzu.
|
Grodzisko średniowieczne Owidz |
Niskie
chatki okalają majdan po środku którego stoi wizerunek Światowida.
|
Grodzisko Owidz |
Po wystroju
wnętrza można poznać do kogo należało domostwo. I tak, w chacie zielarki suszą
się pęki ziół, a stół obstawiony jest miseczkami, dzbanuszkami, garnuszkami.
Najbogaciej wygląda chata żercy, czyli kogoś w stylu kapłana, który miał
zaszczyt przesiadywać na tronie. Z
jednej z wież próbujemy dostrzec, którędy biegła kiedyś Wierzyca otulając
grodzisko obronnym nurtem.
|
W okół grodziska Owidz |
Ale czas wrócić do współczesności, gdzie można
skorzystać z dużej restauracji, miejsca na ognisko, placu zabaw i stawu z
łódkami. Stworzono z tego miejsca cały kompleks rekreacyjny, pewnie idealny dla
zorganizowanych grup. Wszystko stylowo wygląda, ale akurat we mnie nie budzi
większego entuzjazmu. Za to myśl o arboretum – jednym z większych w Polsce, od
razu wywołuje uśmiech.
|
Arboretum Wirty |
Wirty to aż 33
hektary ogrodu, którego część jest już tak stara, że przypomina las. Na wstępie miło nas zaskakuje niska cena
biletu – 2 zł. Przechadzamy się żwirowymi ścieżkami odgadując nazwy drzew i
krzewów, a przy tych nieznanych
zatrzymując się na dłużej.
|
Kielichowiec wonny |
Kilka okazów
szczególnie mnie zaciekawiło np. kielichowiec wonny, którego zapach kwiatów do
złudzenia przypomina ocet jabłkowy, albo zimokwiat wczesny – pisze, że w
okresie kwitnienia można go wyczuć nawet na 50 metrów!
Zmęczeni zachwycaniem
się nad genialnością natury, odpoczywamy nad brzegiem jeziora Borzechowskiego
dając płynąć myślom jak puszystym obłoczkom na niebie.
|
Jezioro Borzechowskie |
Pośród wiekowych drzew napotykamy grób pruskiego
chłopca, którego ojciec chciał wychować na leśnika, ale że młodzikowi nie
drzewa były w głowie, to zastosowano wobec niego surowe kary, w wyniku czego
rozchorował się i zmarł. Nie da się zaszczepić miłości przemocą. Nie da się poczuć na siłę. Ale jak się ma w
sercu prawdziwą pasję to można nią zarazić.
Po drodze wypatrzyłam bardzo ładny budynek opuszczony.
Nie omieszkałam zajrzeć do środka skoro drzwi
były otwarte.
Wyglądał na dawny młyn, bo przy wejściu była waga, a podłużna
część to może stajnie.
Pięknie się prezentuje, taki dostojny, pewnie poniemiecki, jak wiele innych w tej okolicy.
W ulotce promującej Kociewie pisze, że to kraina łagodności. Rzeki łagodnie się wiją pośród łagodnych wzgórz w łagodnym klimacie. Najlepiej widać to z perspektywy kaczki, czyli podczas spływu kajakowego. Najpierw chcieliśmy podjąć wyzwanie najdzikszej rzeki Pomorza - Łupawy, ale potrzebna była grupa 8 osób, więc zdecydowaliśmy się na średnio trudną trasę rzeką Wierzycą. Z Czystej Wody spłynęliśmy w 8 godzin do Starogardu Gdańskiego. Teren wzdłuż koryta przypominał trochę dżunglę, a wrażenie egzotyki potęgowało gorące i parne powietrze. Drzewa pochylone nad wodą, w głębi mroczny las, szelest ptaków w zaroślach i co jakiś czas zwalone pnie drzew, które omijaliśmy górą lub dołem. Pełne skupienie, bo nie wiadomo, co nas napotka za kolejnym zakrętem koryta. Przed elektrownią wodną rzeka utworzyła rozlewisko, które dało nam we znaki z wiosłowaniem, bo wiatr uporczywie znosił nas to na jedną to na drugą stronę. Jeszcze dosyć trudna przenioska po stromym brzegu i już prawie dotarliśmy do celu. W nocy po zamknięciu oczu nadal czułam lekkie kołysanie, więc długo nie musiałam czekać na nadejście snu.