25.03.2018
Po zimowych szarugach, gdy tylko pojawiło się pierwsze bardziej wiosenne słońce, wyruszyłam gdziekolwiek, choćby niedaleko, choćby na chwilę. Korzystając ze świątecznej Niedzieli Palmowej, cel padł na sanocki skansen, żeby przyjrzeć się z bliska polskim tradycjom. Jednak nie było
łatwo tam dojechać, gdyż trasa biegła tak malowniczymi drogami Pogórza Dynowskiego, że na każdym zakręcie chciało się zatrzymać i uwiecznić widok.
niedziela, 15 marca 2020
wtorek, 11 lutego 2020
Wakacje w Albanii nad morzem
Wakacje nad morzem w Albanii zaczęliśmy od północy w Durres, kończąc na samym południu w Ksamilu. Połączenie gór i morza jest moim ulubionym, jeśli do tego dochodzi dobre jedzenie i trochę kultury, to wystarczy do szczęścia. Albania dała nam to wszystko.
niedziela, 17 listopada 2019
Zwiedzanie Albanii
Albania na wakacje wydaje się nie taka oczywista. A jednak cieszy się rosnącą popularnością wśród Polaków. Krystaliczne morze, śródziemnomorska pogoda, ceny podobne jak u nas, czego chcieć więcej? Albania zaskoczyła mnie pozytywnie, znalazłam w niej zarówno piękne plaże, jak i góry oraz antyczną historię.
Plaża w Albani |
sobota, 19 października 2019
Wolontariat w Portugalii
Wolontariat w Portugalii chodził mi po głowie już od dłuższego czasu. Jak zostać wolontariuszem za granicą i nie tylko dowiedziałam się ze strony workaway.com. Wystarczy założyć i opłacić swój profil i szukać miejsc oferujących wolontariat tam gdzie chcemy, a są one na całym świecie. Miałam na tyle szczęścia, że swojego gospodarza poznałam na żywo zanim zobaczyłam jego ofertę na workaway. W innych przypadkach jest to loteria na kogo się trafi, czy się będziemy dogadywać i czy miejsce jest zgodne z opisem.
poniedziałek, 14 października 2019
Lizbona
Siedzę w cieniu drzew, delektując się każdym łykiem znakomitej kawy. W Portugalii nawet najgorzej wyglądająca kawiarnia z plastikowymi krzesłami serwuje dobrą kawę. Obserwuję ludzi, nie śpieszą się, podchodzą do barierki zapatrzeni w czerwone dachy nieregularnie rozrzucone trochę jak klocki, którymi dziecko przestało się bawić. Mężczyźni cierpliwie robią zdjęcia swoim partnerkom. Pierwsza poza z wydłużoną nogą z przodu, kontrola jakości na telefonie, widzę grymas na ich twarzach i drugie podejście tym razem z większą ilością instrukcji dla fotografa bez wyboru.
Poranne słońce zaczyna mnie oślepiać, mrużę oczy i wracam wspomnieniami do momentu, gdy zrodził się pomysł przyjazdu tutaj. Lizbona majaczyła, gdzieś w moich marzeniach, gdy po raz pierwszy sięgnęłam po "Cień Wiatru" Zafona. U niego przybrała tajemniczą postać we mgle, ale wiedziałam, że ma też wakacyjną twarz, choć nostalgia jest wpisana w jej krajobraz. Pastelowe tynki odpadają z kamienic jak mozaika, odsłaniając szarą warstwę smutku skrywanego pod kolorową maską. Lizbono chyba mamy coś wspólnego.
wtorek, 25 września 2018
Poleski Park Narodowy
Teratyn - cerkiew z 1880 r., wzniesiona na miejscu starszej, drewnianej |
Teratyn |
Przydrożne kapliczki też potrafią zaskoczyć pomysłowym wykonaniem.
Z drogi wypatrzyliśmy wiatrak, taka rzadkość, a kiedyś przecież były stałym elementem wiosek.
Co jakiś czas widzimy kierunkowskazy na wieże widokowe, jednak zatrzymujemy się tylko przy pierwszej, bo widok nie jest zbyt imponujący.
Widok z wieży widokowej |
W Kurmanowie próbujemy znaleźć dawną cerkiew i tak do końca nie jesteśmy pewni, czy to ona, bo wygląda jak dwór a nie obiekt sakralny. Okazało się, że została przebudowana w stylu klasycystycznym z kaplicy dworskiej: dodano ramiona boczne i tambur z wieżą. W 1925 r. była przebudowana na szkołę, a w 1956 r. zdjęto banię.
Kurmanów- dawna cerkiew św. Antoniego Pieczarskiego |
Nareszcie trafiamy na architekturę drewnianą i niebywałe kształty przykościelnych drzew.
Wereszczyn- kościół św. Stanisława Biskupa (z 1783) |
W Wereszczynie często bywał Mikołaj Rej, posiadający tu rozległe dobra, otrzymane za posagiem żony.
Nagrobek w Wereszczynie |
Po tak miłej i ciekawej drodze, docieramy do Ośrodka Dydaktyczno-Muzealnego w Starym Załuczu, gdzie kupujemy bilet wstępu na ścieżkę Spławy, która ma 7,5 km. Poleski Park Narodowy jak dotąd kojarzył mi się z komarami i słusznie, bo już po kilkunastu metrach obsiadła nas chmara krwiożerców. Pocieszam się tym, że na Syberii pewnie jest gorzej i staram się je ignorować machając od czasu do czasu dłonią.
Poleski Park Narodowy |
Powierzchnia parku jest płaska, z dużą ilością jezior, stawów, bagien i torfowisk. Sid i Manfred czuliby się jak w domu, gdyż występują tu relikty epoki lodowcowej, na przykład brzoza niska, wierzba lapońska czy wierzba borówkolistna.
Jezioro Łuckie napawa spokojem i mogłabym się długo wpatrywać w kołyszące się grzybienie na tafli wody, bo nawet komary tutaj jakby mniej polują.
Na szlaku nie spotykamy nikogo, za każdym zakrętem oczekuję, że nagle wyłoni się przed nami łoś albo jakiś rzadki ptak, jednak nic takiego się nie dzieje. Jest cicho, oprócz naszego tupania po deskach nie słychać żadnych odgłosów, jedynie czasami wymknie się jakieś słowo skierowane do naszych towarzyszy komarów. Mimo wydawałoby się monotonności ścieżki, idziemy z zainteresowaniem, ciekawi nowego dla nas krajobrazu.
Po raz kolejny utwierdzamy się w przekonaniu, że Polska jest urozmaicona i ma wiele perełek do zaoferowania.
piątek, 26 stycznia 2018
Tomaszów Lubelski, Myców i Wyżłów - kresy
W piękny czerwcowy weekend postanowiliśmy pojechać do Poleskiego Parku Narodowego. Tak by brzmiała wersja perfekcjonistów, natomiast u nas wyglądało to trochę inaczej:
Telefon od Andrzeja:
- Gdzie jesteś?
- Na Roztoczu.
- O to zgarnę Cię po południu i pojedziemy w Lubelskie.
- Ale jak to, przecież nie mamy nic zarezerwowane, a nie wzięłam śpiwora żeby spać w samochodzie!
- To nic, znajdziemy coś po drodze.
- Po drodze dokąd?
- Nie wiem, zobaczymy. Na razie będziemy kierować się na północ, bo tam jeszcze nie byliśmy.
Już na starcie mamy do odwiedzenia kilka miejsc, w których kiedyś byliśmy, ale z jakiegoś powodu nie zobaczyliśmy wszystkich zabytków.
Tak było np. z Tomaszowem Lubelskim, gdzie cerkiew poprzednio była zakryta rusztowaniami, a teraz możemy podziwiać efekty renowacji. Piękna bryła, choć ten odcień żółtego wyjątkowo mocno do mnie nie przemawia.
Ostatnio w Tomaszowie pominęliśmy również modrzewiowy kościół. Barokowe sanktuarium wśród starych lip stoi w tym miejscu od 1727 roku.
Świątynia przyjęła pod swoje drewniane sklepienie obraz Matki Boskiej Szkaplerznej, po różnych przygodach jak np. porwanie przez Szwedów.
Wjeżdżamy do województwa lubelskiego przybliżając się do granicy z Ukrainą. Domy pojawiają się coraz rzadziej ustępując miejsca rozległym polom. Co jakiś czas ukazuje nam się sielski obrazek, gdzie drewniana chata występuje w parze z bocianem, a na miedzy spośród traw wyziera do nas samotna kapliczka.
Taki krajobraz oznacza tylko jedno: jesteśmy na wschodnich kresach Polski, na terenach, do których przyciąga nas tajemnicza siła nostalgii.
Żadne z nas nie wypowiedziało na głos celu tej wycieczki, bo było dla nas oczywiste, że skoro jedziemy w lubelskie, to obowiązkowo musimy wstąpić do miejsca, które poprzednim razem nam umknęło, a które jest wyjątkowe i stanowi jakby esencję naszych kresowych zainteresowań. Mowa o przygranicznej wiosce Wyżłów. Ale o tym za chwilę, bo najpierw mijamy cerkiew w Budyninie i powracają miłe wspomnienia, naszych przygód w poszukiwaniu dogodnego miejsca na nocleg w letnią, burzową noc.
Na horyzoncie pojawia się również cerkiew w Mycowie. Patrząc na zarys pofalowanych pól, mieliśmy zeszłego roku wrażenie, że dalej już jest tylko Ukraina, ale tym razem nie damy się zmylić i wjeżdżamy prosto na piaszczystą drogę.
Ze szczytu wzgórza mamy wioskę jak na dłoni, choć wioska to za dużo powiedziane.... kilka domów, które są zamieszkałe tylko w lecie... W zimie musi być tu przerażająco cicho.
Pod górkę ktoś wprowadza rower zostawiając za sobą kłębuszki kurzu. Chyba nie jest łatwo tu żyć, gdy za sąsiada mamy jedynie słupki graniczne, a do sklepu po deszczu trzeba przebrnąć przez błoto. Nie możemy się nadziwić, gdy okazuje się, że ów rowerzysta wcale nie jest mieszkańcem tylko .... strażnikiem służby granicznej! Z lekką zadyszką prosi nas o dokumenty, więc mamy przymusowy postój, który wykorzystuję na szukaniu ciekawego kadru cerkwi, którą widać stąd doskonale.
Wreszcie zakręcamy koło kapliczki i kierując się w lewo, mijamy opuszczony dworek, może dawną plebanię i docieramy do opuszczonej cerkwi.
Spotkałam się w internecie z datą wybudowania 1917, ale tablica informacyjna przy cerkwi wskazuje na rok 1910.
Wydawałoby się, że na tym swoistym końcu świata, a przynajmniej Polski, zastaniemy zaniedbane chaszcze, a tym czasem teren wokół jest wykoszony, a właściwie to wytruty, ogrodzony i postawione są nawet dwie tablice z opisem.
Świątynia posiada drewniany bęben, kopułę i latarnię co czyni ją wyjątkową, gdyż reszta bryły jest murowana.
Z bocznych drzwi została tylko chwiejna futryna, więc wchodzimy do środka, ale niewiele tu pozostało do oglądnięcia. Wyposażenie zostało rozkradzione w ciągu wielu lat nieużytkowania.
Wracając tą samą polną drogą odbijamy jeszcze na chwilę na prawo do Mycowa. Tym razem nagrobki przy cerkwi są lepiej widoczne, bo niezarośnięte. Poza tym nic się nie zmieniło.
Zostawiamy za sobą prawie wyludnione przygraniczne wioski z ich ciszą i historią.
Wracając już do głównej drogi, wypatrzyliśmy stary cmentarz. Światło zachodzącego słońca uwypukliło każdy detal na niszczejących figurach, każdy kosmyk mchu wdzierającego się na zimny kamień i każdy fragment rdzy trawiącej to co pozostało.
Znaleźliśmy przy głównej trasie pierwszy lepszy nocleg, by o świcie wyruszyć dalej na północ. Po zerknięciu na mapę ustaliliśmy, że naszym ostatecznym celem będzie Poleski Park Narodowy, o którym przeczytacie w następnym wpisie.
** klikając na podkreślone nazwy miejscowości, przekieruje Was do ich opisów w starszych wpisach
Telefon od Andrzeja:
- Gdzie jesteś?
- Na Roztoczu.
- O to zgarnę Cię po południu i pojedziemy w Lubelskie.
- Ale jak to, przecież nie mamy nic zarezerwowane, a nie wzięłam śpiwora żeby spać w samochodzie!
- To nic, znajdziemy coś po drodze.
- Po drodze dokąd?
- Nie wiem, zobaczymy. Na razie będziemy kierować się na północ, bo tam jeszcze nie byliśmy.
Już na starcie mamy do odwiedzenia kilka miejsc, w których kiedyś byliśmy, ale z jakiegoś powodu nie zobaczyliśmy wszystkich zabytków.
Prawosławna pw. św. Mikołaja Cudotwórcy w Tomaszowie Lubelskim |
Kościół Zwiastowania NMP w Tomaszowie Lubelskim |
Ostatnio w Tomaszowie pominęliśmy również modrzewiowy kościół. Barokowe sanktuarium wśród starych lip stoi w tym miejscu od 1727 roku.
Ołtarz Matki Bożej Szkapleżnej |
Świątynia przyjęła pod swoje drewniane sklepienie obraz Matki Boskiej Szkaplerznej, po różnych przygodach jak np. porwanie przez Szwedów.
Taki krajobraz oznacza tylko jedno: jesteśmy na wschodnich kresach Polski, na terenach, do których przyciąga nas tajemnicza siła nostalgii.
Budynin |
Zbliżając się do Mycowa |
Droga do Wyżłowa |
Pod górkę ktoś wprowadza rower zostawiając za sobą kłębuszki kurzu. Chyba nie jest łatwo tu żyć, gdy za sąsiada mamy jedynie słupki graniczne, a do sklepu po deszczu trzeba przebrnąć przez błoto. Nie możemy się nadziwić, gdy okazuje się, że ów rowerzysta wcale nie jest mieszkańcem tylko .... strażnikiem służby granicznej! Z lekką zadyszką prosi nas o dokumenty, więc mamy przymusowy postój, który wykorzystuję na szukaniu ciekawego kadru cerkwi, którą widać stąd doskonale.
Wyżłów |
Cerkiew greckokatolicka p.w. św. Mikołaja w Wyżłowie |
Wydawałoby się, że na tym swoistym końcu świata, a przynajmniej Polski, zastaniemy zaniedbane chaszcze, a tym czasem teren wokół jest wykoszony, a właściwie to wytruty, ogrodzony i postawione są nawet dwie tablice z opisem.
Po wojnie użytkowana przez jakiś czas jako kościół rzymskokatolicki |
Świątynia posiada drewniany bęben, kopułę i latarnię co czyni ją wyjątkową, gdyż reszta bryły jest murowana.
Z bocznych drzwi została tylko chwiejna futryna, więc wchodzimy do środka, ale niewiele tu pozostało do oglądnięcia. Wyposażenie zostało rozkradzione w ciągu wielu lat nieużytkowania.
Wracając tą samą polną drogą odbijamy jeszcze na chwilę na prawo do Mycowa. Tym razem nagrobki przy cerkwi są lepiej widoczne, bo niezarośnięte. Poza tym nic się nie zmieniło.
Cerkiew i cmentarz w Mycowie |
Wracając już do głównej drogi, wypatrzyliśmy stary cmentarz. Światło zachodzącego słońca uwypukliło każdy detal na niszczejących figurach, każdy kosmyk mchu wdzierającego się na zimny kamień i każdy fragment rdzy trawiącej to co pozostało.
Znaleźliśmy przy głównej trasie pierwszy lepszy nocleg, by o świcie wyruszyć dalej na północ. Po zerknięciu na mapę ustaliliśmy, że naszym ostatecznym celem będzie Poleski Park Narodowy, o którym przeczytacie w następnym wpisie.
** klikając na podkreślone nazwy miejscowości, przekieruje Was do ich opisów w starszych wpisach
Subskrybuj:
Posty (Atom)