tło

piątek, 7 października 2016

Gorce z Turbacza oraz Ojcowski Park Narodowy

Lato tego roku nie chciało odpuścić, choć w powietrzu czuć było już jesienny dym. Tylko najbardziej niecierpliwe drzewa przybrały kolorową szatę, jakby chciały zaznaczyć, że mamy astronomiczną jesień. Ostatni weekend tej jesienno-letniej pogody wykorzystałam na zdobycie Turbacza i odwiedzenie Ojcowskiego Parku Narodowego. Korzystając z promocji Polskiego Busa, moją bazą stał się Kraków, dzięki gościnności Łukasza.

W sobotni poranek odstaliśmy swoje przy wlocie na zakopiankę, by potem już spokojnie dotrzeć w Gorce. W Koninkach zostawiliśmy samochód, zakupiliśmy bilety do Parku Narodowego i rozpoczęliśmy trzygodzinną wędrówkę na najwyższy szczyt tych gór - Turbacz 1310 m n.p.m. Powitał nas wartki szum strumienia rozbryzgującego się o skały, jeden z moich ulubionych elementów w górach. Po chwili jednak weszliśmy w las i szlak zaczął piąć się wzwyż, a my razem z nim.
Czas szybko mijał z każdym krokiem i w końcu zobaczyliśmy przed nami piękną halę powstałą w wyniku tradycyjnej gospodarki pasterskiej. Stoi na niej drewniany ołtarz papieski, gdzie w sezonie odbywają się msze.
Polana kusi, aby zrobić sobie przerwę, ale stąd już bardzo blisko do schroniska, które słynie z dobrej kuchni i widoku na Tatry, więc idziemy prosto do niego.
Niestety po raz kolejny panorama Tatr schowała się przede mną za chmurami. Nie udało mi się jej zobaczyć ani z Pienin, ani z Beskidu Sądeckiego, ani teraz z Gorców. Może to znak, że w końcu trzeba się tam wybrać osobiście, a nie tylko spoglądać z daleka?

Jedzenie faktycznie okazało się wyśmienite, a przyszliśmy w samą porę zanim ustawiła się długa kolejka. W kilkanaście minut zdobywamy szczyt, skąd widoki są dość ograniczone.

Sceneria nagle się zmienia w cmentarzysko drzew. Uschnięte kikuty sterczą ponad tymi, które już poległy na ziemię. 



Na dopełnienie smutnego klimatu, znajdują się tu szczątki samolotu, który rozbił się w 1973 roku ... 


Schodzimy niespiesznie w dół mijając  co jakiś czas turystów. Docieramy do czynnego wyciągu z jednoosobowymi krzesełkami i postanawiamy skrócić sobie dosyć znacznie powrót, wybierając strome zejście po stoku narciarskim. Idzie się bardzo niewygodnie przez ostre nachylenie plus osuwające się pod stopami kamyczki. 

Do Krakowa jedziemy tym razem inna trasą - przez Wieliczkę, pokonując liczne zakręty, serpentyny, patrząc na ładne widoki za szybą. 

Następnego dnia wybieramy się do Ojcowa. Zastanawiam się skąd wzięła się nazwa i z pomocą przychodzi jak zawsze Wikipedia:

"Pierwszy murowany zamek wzniósł, lub przebudował, w Osadzie nad Prądnikiem Kazimierz Wielki. Na cześć ukrywającego się niegdyś w dolinie ojca, Władysława Łokietka, nazwał warownię "Ociec u Skały", a ludność z czasem zaczęła mówić tylko Ociec, a później Ojców."


Przyjeżdżamy około 10 rano, a już nie ma wolnych miejsc na parkingu. Trwa akurat msza w kościółku na wodzie. Gdy car zabronił postawienia świątyni na ziemi ojcowskiej, sprytni mieszkańcy postawili ją na wodzie. Polak potrafi.


Najwięcej turystów kręciło się w pobliżu gastronomii i płaskich ścieżek spacerowych, natomiast po wejściu na skałki mogliśmy odetchnąć większą ilością przestrzeni wokół siebie.


Jest tu mnóstwo szlaków do wyboru i jaskiń, jednak nie mamy na tyle czasu, choć ciepłe słońce kusi.

Najbardziej charakterystyczną skałą jest Rękawica. Wg legendy to dłoń Boga zasłaniająca wejście do groty, w której schowana była ludność przed najazdem Tatarów. 

Bardzo przyjemny spacer po wapiennych skałkach i pięknych lasach dobiegł już końca, ale jedziemy jeszcze do Pieskowej Skały zobaczyć słynną Maczugę Herkulesa liczącą 25 m wysokości. Tutaj również nie ma szans na zaparkowanie w niedzielne popołudnie, więc pozostaje mi zrobić zdjęcie z samochodu. 


Jak tylko wsiadłam w powrotnego busa, szala przeważyła się na stronę jesieni i odjeżdżałam w kroplach deszczu. 

9 komentarzy:

  1. Bogato i ciekawie!
    Słusznie że zrezygnowaliście z Zakopianki, jest kilka tras alternatywnych, nieco dłuższych ale bardziej widokowych.
    Ojców. Najlepiej jest oglądać po dojechaniu busem, potem z buta, albo na rowerze (bo dolinki nie są męczące) a przełęcze i punkty widokowe oczywiście piechotką.
    Tak czy inaczej pogratulować fantazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, za wskazówki, chętnie tam kiedyś wrócę na spokojnie pochodzić po Ojcowie, bo tereny naprawdę ciekawe. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Witam ponownie na jurajskiej ziemi ;) Jednak niedziela przy ładnej pogodzie to chyba najgorszy dzień na odwiedzenie Ojcowa i OPN.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj na to wygląda... Ale rano i tak nie było tak źle, a kiedyś wybiorę się w mniej tłoczny dzień, może w zimie? Pozdrawiam

      Usuń
  3. Oj uwielbiam Ojców jesienią. Pięknie wyglądają skały skąpane w kolorowych liściach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ten kontrast kolorów z bielą skał jest wspaniały, choć tym razem jeszcze było dosyć zielono. Pozdrawiam!

      Usuń
  4. To chyba najładniejszy fragment Jury. Co do Turbacza, byłem tam trzy razy i tez nie widziałem Tatr. Trzeba mieć farta.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wymieszany smak kolorów jesieni, figlarnego słońca,tajemniczego milczenia skał i szmeru strumienia chowam w specjalne miejsce w moim sercu. I takie delicje są w pełni wyśmienite dzięki wyjątkowej mgiełki Twoich Dorotka poetyckich słów. Pozdrawiam ciepło! Asia

    OdpowiedzUsuń
  6. W schronisku na Turbaczu spędziłam parę lat temu kilka dni (raczej nocy), lało codziennie. Schodziliśmy rano z Turbacza - im niżej, tym mniej deszczu, a po południu powrót na zalany wodą Turbacz. O widokach nie było mowy, dlatego z przyjemnością oglądam te słoneczne kadry.
    Ojców jesienią - dla mnie nowość, zawsze się tam wybierałam wiosną, warto zmienić przyzwyczajenia.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...