26 października 2015
Oczekiwałam na październik z niecierpliwym przebieraniem nóżek gotowych do wyjścia w góry. Z każdym dniem upływającego miesiąca, moja nadzieja na polską złotą jesień coraz bardziej malała. Aż w końcu udało się!
Drzewa jednak zdecydowały się przybrać kolorowe szaty, może to taki ich karnawał przed zimowym postem?
Nie rezerwowaliśmy wcześniej noclegu, bo nigdy nie wiemy jak daleko uda nam się zajechać, biorąc pod uwagę częste zbaczanie z drogi.
Szukaliśmy w ciemnościach szyldów agroturystyk, których jest w tych okolicach całkiem sporo. Padło na "Chatę na szlaku" w Lutowiskach.
Właściciele trochę zaskoczeni wieczornymi gośćmi, przyjęli nas miło z rabatem. Drewniany domek prezentował się niezwykle przytulnie i ciepło. Zachwycając się nad wystrojem, nie zwróciłam uwagi na mankamenty typu skrzypiące podłogi i łazienka na innym piętrze.
Miejsca na kolację nie szukaliśmy długo. Tuż za Lutowiskami przy znanym punkcie widokowym piętrzy się dumnie Stanica Kresowa Chreptiów.
Trochę obawialiśmy się cen w takim prestiżowym lokalu, ale okazały się całkiem przystępne, a co najważniejsze na prawdę pierwszorzędne jedzenie. Znacie ten niesmak pierogów, które podgrzane w mikrofali szybko stygną i robią się twarde? Nic z tych rzeczy tu nie zaistniało, pierogi ze szpinakiem były ewidentnie dopiero co wyciągnięte z wrzątku.
Po mało przespanej nocy przerwanej szczekaniem psa, zebraliśmy się rano pomimo wilgotnej mgły, która jednak szybko ustępowała słońcu. Upewniliśmy się u gospodarzy odnośnie trasy planowanej na dzisiaj i zwiedzanie zaczęliśmy od cerkwiska w Lutowiskach, gdzie obejrzeliśmy miniaturkę świątyni przy słabo zachowanym cmentarzu.
Sama jazda autem jest w tym regionie zwiedzaniem, bo towarzyszą nam nieustannie piękne widoki. Po drodze obfotografujemy do naszej kolekcji architektury drewnianej cerkiew w Chmielu.
W Zatwarnicy skręcamy w wąską drogę kiepskiej jakości, która pnie się w górę, by pokazać nam bezmiar bieszczadzkich lasów.
Jesteśmy we wsi Hulskie. Właściwie to nie wiem, czy można nazwać to miejsce wsią, bo mieszka tu tylko jedna osoba... Ale nie zawsze tak było. Przed wojną w Hulskiem żyło ponad 300 mieszkańców, których wysiedlono w Akcji Wisła, a opuszczone domy spaliło UPA. Teraz las pochłania stopniowo ruiny cerkwi z cmentarzem.
Dalsza droga prowadzi nas do kolejnej nieistniejącej wsi - Krywe. Nie sposób nie zatrzymywać się co chwila, by podziwiać tarniny obsypane owockami, czy zdziczałe drzewa owocowe, które zapewne rosły kiedyś przy czyimś domu.
Wychodząc z lasu otwiera się przed nami rewelacyjna panorama łąk i pastwisk na zboczach łagodnie zniżających się do Sanu. Wydaje mi się, że to jedno z piękniejszych miejsc w Bieszczadach.
W dolinie widzimy kilka budynków - prowizoryczne domki letniskowe, obora po dawnym PGRze i agroturystyka, którą prowadziło małżeństwo do czasu, aż Pani Tosia zginęła w wypadku samochodowym.
Nie wiem czy latem też jest tu tak ustronnie, ale teraz jestem pod wrażeniem ciszy, spokoju i oddalenia od cywilizacji. Podczas kilkugodzinnego spaceru spotykamy tylko samotnego jeźdźca.
Przeskakujemy przez niewielki strumień, koło żeremi bobrów i docieramy na wzgórze, gdzie zachowały się ruiny cerkwi i dzwonnicy.
Wahamy się czy iść jeszcze dzisiaj do następnej wioski Tworylne, ale dochodzimy do wniosku, że dzień jest zbyt krótki i zostawiamy sobie to na jutro.
Wracamy do Sękowca na most, żeby drugim brzegiem Sanu dostać się do Rajskiego. Niezwykle urokliwa trasa, po lewej szumi wijący się San, a po prawej respekt budzi gęsty las, co jakiś czas odsłaniający skalne urwiska.
Wisienką na bieszczadzkim torcie jest stado jeleni przebiegające nam drogę. W takiej scenerii najlepiej nie wypuszczać aparatu z dłoni.
W Rajskiem życie zamiera na okres zimowy, bo to typowo letniskowa miejscowość.
Wdrapujemy się na wzgórze, gdzie stoi odbudowana "kapliczka na skale". Słońce zachodzi nad Sanem, który po suchym lecie zamienił się z rozlewiska na wąską strugę wody.
Zaczyna zapadać zmierzch, a my rozpoczynamy poszukiwanie noclegu, co okazuje się nie lada wyzwaniem. W okolicy Soliny baza noclegowa nastawiona jest na sezon letni, a o tej porze roku nikt nas nie chce przyjąć.
Długi wieczór przesiedzieliśmy w knajpie Pod Batem w Polańczyku. Zachęcił nas regionalny wystrój, ale to nie był dobry wybór. Krokiet z kapustą i grzybami przypominał zużytego kapcia, kapusta pachniała nieświeżo, a grzybów to raczej nie widziało. Na wypicie piwka z miejscowymi to klimatyczne miejsce, ale na pewno nie na jedzenie. Zasypiamy dość wcześnie, żeby wstać skoro świt na odkrycie kolejnej cząstki historii Bieszczad.
Drzewa jednak zdecydowały się przybrać kolorowe szaty, może to taki ich karnawał przed zimowym postem?
Nie rezerwowaliśmy wcześniej noclegu, bo nigdy nie wiemy jak daleko uda nam się zajechać, biorąc pod uwagę częste zbaczanie z drogi.
Chata na szlaku |
Szukaliśmy w ciemnościach szyldów agroturystyk, których jest w tych okolicach całkiem sporo. Padło na "Chatę na szlaku" w Lutowiskach.
Chata na szlaku |
Panorama z punktu widokowego pod Lutowiskami |
Miejsca na kolację nie szukaliśmy długo. Tuż za Lutowiskami przy znanym punkcie widokowym piętrzy się dumnie Stanica Kresowa Chreptiów.
Stanica Kresowa Chreptiów |
Stanica Kresowa Chreptiów |
Po mało przespanej nocy przerwanej szczekaniem psa, zebraliśmy się rano pomimo wilgotnej mgły, która jednak szybko ustępowała słońcu. Upewniliśmy się u gospodarzy odnośnie trasy planowanej na dzisiaj i zwiedzanie zaczęliśmy od cerkwiska w Lutowiskach, gdzie obejrzeliśmy miniaturkę świątyni przy słabo zachowanym cmentarzu.
Sama jazda autem jest w tym regionie zwiedzaniem, bo towarzyszą nam nieustannie piękne widoki. Po drodze obfotografujemy do naszej kolekcji architektury drewnianej cerkiew w Chmielu.
Chmiel |
W Zatwarnicy skręcamy w wąską drogę kiepskiej jakości, która pnie się w górę, by pokazać nam bezmiar bieszczadzkich lasów.
Jesteśmy we wsi Hulskie. Właściwie to nie wiem, czy można nazwać to miejsce wsią, bo mieszka tu tylko jedna osoba... Ale nie zawsze tak było. Przed wojną w Hulskiem żyło ponad 300 mieszkańców, których wysiedlono w Akcji Wisła, a opuszczone domy spaliło UPA. Teraz las pochłania stopniowo ruiny cerkwi z cmentarzem.
Ruiny cerkwi i dzwonnicy w Hulskiem |
Dalsza droga prowadzi nas do kolejnej nieistniejącej wsi - Krywe. Nie sposób nie zatrzymywać się co chwila, by podziwiać tarniny obsypane owockami, czy zdziczałe drzewa owocowe, które zapewne rosły kiedyś przy czyimś domu.
Widok na ruiny cerkwi w Krywem |
W dolinie widzimy kilka budynków - prowizoryczne domki letniskowe, obora po dawnym PGRze i agroturystyka, którą prowadziło małżeństwo do czasu, aż Pani Tosia zginęła w wypadku samochodowym.
Nie wiem czy latem też jest tu tak ustronnie, ale teraz jestem pod wrażeniem ciszy, spokoju i oddalenia od cywilizacji. Podczas kilkugodzinnego spaceru spotykamy tylko samotnego jeźdźca.
Krywe |
Krywe |
Krywe |
Wahamy się czy iść jeszcze dzisiaj do następnej wioski Tworylne, ale dochodzimy do wniosku, że dzień jest zbyt krótki i zostawiamy sobie to na jutro.
Wracamy do Sękowca na most, żeby drugim brzegiem Sanu dostać się do Rajskiego. Niezwykle urokliwa trasa, po lewej szumi wijący się San, a po prawej respekt budzi gęsty las, co jakiś czas odsłaniający skalne urwiska.
San |
Wisienką na bieszczadzkim torcie jest stado jeleni przebiegające nam drogę. W takiej scenerii najlepiej nie wypuszczać aparatu z dłoni.
W Rajskiem życie zamiera na okres zimowy, bo to typowo letniskowa miejscowość.
Wdrapujemy się na wzgórze, gdzie stoi odbudowana "kapliczka na skale". Słońce zachodzi nad Sanem, który po suchym lecie zamienił się z rozlewiska na wąską strugę wody.
Kapliczka "na skale" |
Zaczyna zapadać zmierzch, a my rozpoczynamy poszukiwanie noclegu, co okazuje się nie lada wyzwaniem. W okolicy Soliny baza noclegowa nastawiona jest na sezon letni, a o tej porze roku nikt nas nie chce przyjąć.
Pod Batem w Polańczyku |
San |
Przepiękna wycieczka...zazdroszczę. Chciałam tej jesieni wybrać się w Bieszczady szczególnie do źródła Sanu, ale niestety nie udało się. A liczyłam na piękne jesienne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńMiło, że się podobało :) Mnie też chodzi po głowie wycieczka do źródeł Sanu, ale będzie musiała poczekać na następny rok. Za to miałaś inne wspaniałe wyprawy! Pozdrawiam
UsuńTo fakt na wyprawy w tym roku nie mam co narzekać :) Do źródła Sanu wybierzemy się pewnie wiosną albo latem. Jak coś to dam znać, może będziesz miała chęć przyłączyć się :)
UsuńO byłoby wspaniale wybrać się razem! Właśnie czytam o źródłach Sanu w książce Krycińskiego "Bieszczady - tam gdzie diabły, Hucuły, Ukraińce" (polecam), jak to w latach 70.XX to trzeba było iść do Bukowca 20 km pieszo przez góry, a teraz można tam dojechać samochodem i stamtąd ruszyć do źródeł co kiedyś było nielegalne, bo pas przygraniczny był zakazany dla turystów. Jeszcze bardziej nabrałam ochoty na to miejsce :) Pozdrawiam
UsuńWięc jak będziemy się wybierać, to dam znać :) Miło będzie jeśli zechcesz się do nas przyłączyć :)
UsuńPiękna wycieczka, Bieszczady zachwycają swym urokiem :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że Bieszczady mają urok praktycznie o każdej porze roku. Choć jeszcze nie byłam tam w zimie, jedynie nad Soliną, ale mogę sobie wyobrazić to piękno bieli. Pozdrawiam
UsuńPiękne widoki :) Czy na jednym ze zdjęć widać wodospad?
OdpowiedzUsuńNiestety nie było tam wodospadu
UsuńJesienne Bieszczady bardzo chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć. Do tej wioski Krywe kiedyś szliśmy ponad 4 godziny w jedną stronę po to tylko, by kupić coś do jedzenia. Niestety, wszystko było dla miejscowych. Z trudem udało się kupić ćwiartkę chleba. takie to były czasy, jeszcze w latach 80-tych. Wszystko na kartki, dla turystów niewiele zostało.
OdpowiedzUsuńPiękna jesień, dziękuję za miłe wspomnienia z tego terenu.
Podziwiam za wyprawę, trudno mi sobie wyobrazić tamte czasy, ale z pewnością to też miało swój klimat i Bieszczady były tylko dla prawdziwych miłośników gór, a nie tak jak teraz dla masowego turysty szukającego płytkiej rozrywki. Cieszę się, że mogłam przywołać u Ciebie te wspomnienia :)
Usuńpieknie ujeta bieszczadzka jesien, San jak zwykle zachwycajacy, zdjecie samotnego jezdzca tez :-)
OdpowiedzUsuńPiękne jesienne zdjęcia :) super wycieczka.
OdpowiedzUsuńPS. Utrwalacz Antiquaire firmy Starwax do pasty wybielającej tej samej firmy. Pozdrawiam
Dziękuję :) Ok, dzięki za odpowiedź, zapisałam sobie i będę takiego szukać w sklepach. Pozdrawiam
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCóż, jedna z "wspaniałych" cech mego charakteru czyli pesymizm, gdy widzę piękno jesieni każe mi się zamartwiać, iż na chwilę już zima nadciągnie wraz ze wszystkimi swymi przymiotami czyli szarością, burością, ponurością, dnia krótkością, pluchą wszechobecną i ogólnym fuj. Jednak widząc tak wspaniale uchwycone jesieni piękno w jakże przepięknych okolicach i krajobrazie aż chce się nią zachwycać, zapominając o paskudności zimy ba, zapominając o pięknie lata, a nawet mej ukochanej wiosenki, która to dla mnie najpiękniejszą roku porą jest... Jednym słowem wspaniałe zdjęcia w przecudnych terenach, do których może kiedyś w końcu dotrę. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCieszę sie, ze mogłam Ci pokazać, że jesień tez może być przyjemna. A co do zimy, to wystarczy wyjechać za miasto żeby stracić oddech z zachwytu nad białym puchem błyszczącym się do słońca jak brylanty. Świat jest wtedy taki cichy i spokojny, zbiera siły by wybuchnąć wiosną. Również pozdrawiam i mam nadzieję, ze zainspirowałam do zaplanowania wycieczki w Bieszczady :)
UsuńPlanujemy na wiosnę ruszyć na mniej uczęszczane tereny Bieszczadów, do opuszczonych wsi, artykuł z Twojego bloga są świetną inspiracją ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Krajobraz polskiego gospodarstwa jest przepiękny, ale prowadzenie gospodarstwa w dzisiejszych czasach to nie lada wyczyn ;/
OdpowiedzUsuń