Pierwszy raz będę wędrować po górach od schroniska do schroniska z plecakiem zapakowanym na trzy dni. Zanim włożyłam jakąś rzecz do bagażu dwa razy pomyślałam, czy aby na pewno jest mi niezbędna, co pokazało mi, że bez wielu przedmiotów można się obejść. Gdy jakimś cudem udało mi się zasunąć zamek małego plecaka, wsiadłam do pociągu w kierunku Krakowa.
Podróż minęła mi zanim się obejrzałam. Ciche, nowe tory i wygodne przedziały sprawiły, że mogłam zatopić się w swoich przemyśleniach. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno dogadam się z nowo poznaną osobą w trudnych, górskich warunkach. Ale ekscytacja z możliwości doświadczenia nowych przeżyć, nastawia mnie optymistycznie.
Z Krakowa do Szczawnicy załapałyśmy się na ostatnie dwa miejsca w małym busie, który dojechał na miejsce w dwie godziny. Czas nam szybko zleciał, bo jak się okazało, nie brakło nam wspólnych tematów do rozmów.
Szczawnica, zdjęcie z 2014 roku |
Szczawnica jest doskonałą bazą wypadową w okoliczne szlaki. Noclegów i gastronomii tu nie brakuje, a i dla dzieci znajdą się atrakcje, np. wjazd wyciągiem krzesełkowym na Palenicę, gdzie jest tor saneczkowy. Trasa rowerowa na Słowację wzdłuż przepięknego przełomu Dunajca też zachęca do aktywności całe rodziny, a jeszcze bardziej emocjonujący jest spływ tratwami flisackimi. Dla relaksu zostają spacery po deptaku wzdłuż szemrzącego Grajcarka, gdzie w gorące dni można pomoczyć nogi, lub przysiąść na ławeczce osłoniętej kwietną pergolą.
Schronisko Orlica |
Nasz szlak zaczynał się przy schronisku Orlica, gdzie miałyśmy nadzieję zjeść obiad, a konkretnie pierogi, których smak chodził za nami. Jakie było nasze rozczarowanie, gdy zastałyśmy remont ośrodka i brak jedzenia. W takiej sytuacji zrobiłyśmy sobie piknik w lesie i odciążyłyśmy plecaki z części zapakowanego prowiantu. Pierwsze kroki pod dość strome zbocze wydawały się ciężkie, a ramiona zaczynały boleć od szelek. Ale gdy zobaczyłam pierwsze widoki, od razu zapomniałam o wszystkich niedogodnościach. Ośnieżone szczyty Tatr majaczyły zza chmur, za to Szczawnicę, Sokolicę i Trzy Korony miałyśmy jak na dłoni.
Trasa niebieskim szlakiem była bardzo urozmaicona, raz w górę, raz w dół, trochę przez las, trochę przez łąki, miejscami skały, miejscami błoto.
W schronisku pod Durbaszką wynajęłyśmy sobie pokój i zjadłyśmy upragnione pierogi. Dostałyśmy ogromną porcję, przy otwartym kominku, a rudy kot na kolanach był gratis. W ośrodku było dość zimno, bo goście mieli zjechać się dopiero nazajutrz, więc gospodarz przyniósł nam do pokoju grzejnik, za co nie wiedziałyśmy jak mu dziękować.
Górskie powietrze szybko przyniosło nam ukojenie snu, by zregenerować siły przed jutrzejszą wędrówką.
Ech... moje kochane Pieniny, kiedyż ja tam ostatnio byłem...
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą, ze mną, myślami - czytając notkę :)
UsuńWidoki niesamowite! To na pewno była wspaniała przygoda:)
OdpowiedzUsuńDorota super mi się z Tobą wędrowało :) Cieszę się, że przed nami jeszcze nie jedna wspólna wycieczka :)
OdpowiedzUsuńMnie również! Mam nadzieję, że powtórzymy nie raz tak udany wyjazd :) Pozdrawiam
UsuńPięknie! Pogratulować. Świetnie znam tamtejsze szlaki, ale nigdy mi ich dość. W sezonie musiałybyście mieć rezerwacje w schroniskach bo sporo tam ludzi.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze trasy.
Dziękuję :) Pan w schronisku mówił, że mamy szczęście, bo na drugi dzień już nie ma miejsc, więc faktycznie spore obłożenie w sezonie. Pozdrawiam
UsuńPiękne to pierwsze zdjęcie, jak akwarelka, a jakie światłocienie:-) tak, tak, pisanie bloga przynosi korzyści w postaci spotkań z ludźmi, których w realu pewnie nigdy nie spotkalibyśmy, zawiązują się znajomości, koleżeństwa, a nawet przyjaźnie:-) fajnie tak iść z bratnią duszą u boku, marzy mi się taka babska włóczęga, nieśpieszna, z podziwianiem świata, może kiedyś:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziekuję za wspaniały komentarz do zdjęcia :) W takim razie zapraszam na babska włóczęgę, nawet po Pogórzu!! :)
UsuńWidoki niesamowite. Zdjecie z kotem magiczne wrecz.
OdpowiedzUsuń