tło

poniedziałek, 30 marca 2015

Roztocze Wschodnie (Południowe) cz. II - Radruż

Październik 2014

Wjeżdzamy do wyjątkowej wsi - Radruż. Na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie - ma 260 mieszkańców, ale kiedyś było ich ponad 1600! To jest jedno z tych miejsc, które dotknęło piekło przesiedleń. Jakby tego było mało, to jeszcze wioska została przedzielona granicą.

Murowany, obronny dom diaka przy cerkwii w Radrużu


czwartek, 26 marca 2015

Roztocze Wschodnie (Południowe) cz. I - Polanka, Brusno

Październik 2014

Jestem niezwykle podekscytowana tym wyjazdem! W czasach liceum przyjeżdżałam do Polanki Horynieckiej bardzo czesto. To miejsce ma niezwykły klimat. Pensjonat wraz ze stadniną koni oddalony jest od zabudowań prawie o 3 km, a dookoła nic tylko roztoczański las. Nigdy nie zapomnę tych długich spacerów, pysznej kuchni Pani Danusi, ognisk pod rozgwieżdżonym niebem, słuchania słowika i echa szczekania jenotów, samotnych zamyśleń w lesie, przedzierania się z bratem przez chaszcze do bunkrów... 

Stadnina koni i pensjonat "Polanka"

wtorek, 24 marca 2015

Szlakiem ruin w świetokrzyskim cz. II - Bodzentyn, Nietulisko Duże

Listopad 2014

Wyjazd na świętokrzyską ziemię przerodził się w wyprawę tropem sennych miasteczek, w których odnajdujemy ślady z dawnych lat rozkwitu w postaci monumetanych kościołów lub niestety ruin. Wiślica, Nowy Korczyn z prężnie rozwijających sie miast zostały zdegradowane do rangi wsi; Stopnica podniosła się i odzyskała prawa miejskie dopiero niedawno, a Bodzentyn w latach dziewięćdziesiątych, co być może jest dobrą wróżbą.
Bezdroża
Bodzentyn stał się ostatnio sławny z powodu największych w Polsce targów bydła i koni. Szkoda, że to taka niechlubna sława, bo chyba każdy już słyszał jak są traktowane zwierzęta podczas tego wydarzenia. Natomiast mało kto wie, że Bodzentyn był kiedyś miastem wręcz przemysłowym, bo znajdowało się w nim wiele fabryk. Dziś stojąc na rynku próbujemy wyczuć jego atmosferę, cichą o tej porze roku. 

Bodzentyn
Niskie domki przylegają ciasno do odnowionego placu, z harmonijnymi latarniami, z ozdobnymi donicami, stare łączy się z nowym. Widać, że miasteczko próbuje sie ratować turystyką, w końcu ma potencjał w postaci majestatycznych ruin na wzgórzu.

Ruiny zamku w Bodzentynie
Zamek miał zmienną historię:  najpierw należał do biskupów krakowskich, a gościł w nim nawet sam Jagiełło, potem przebudowano go na pałac, aż trafił w ręce państwa i wykorzystano go m.in. jako szpital wojskowy. Od tamtej pory zaczął niszczeć, aż zostały z niego tylko fragmenty ścian. 
Ruiny w Bodzentynie
Przemysłową przeszłość miało także Nietulisko Duże. Zbliżamy się do rozległych ruin z piaskowca, które bardziej przypominają pałac niż pozostałości fabryki. 
Ruiny Walcowni w Nietulisku Dużym
Walcownia powstała w I połowie XIX wieku wraz z całą siecią kanałów, gdyż urządzenia napędzano za pomocą jednej z pierwszych zainstalowanych w Królestwie Polskim turbin wodnych. W skład tego ambitnego i nowoczesnego założenia wchodziło też osiedle robotnicze z promieniście odchodzącymi ulicami. Całość została doceniona w Paryżu, gdzie dostała nagrodę.  Niestety sukces Nietuliska nie trwał długo, bo trochę ponad pół wieku. Przyczyniła sie do tego powódź, a także władze rosyjskie.
Ruiny fabryki w Nietulisku Dużym

Zaintrygował mnie ten temat i poszukałam głębiej. Budowę tego zakładu fabrycznego zainicjował książę Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki. A to niebanalna postać - był jednym z najbardziej postępowych ministrów w najnowszej historii Polski. Dokonał pięknych rzeczy, wręcz niemożliwych: rozwinął polski przemysł, przyczynił się do wzostu eksportu, budowy dróg i kanału augustowskiego, a przede wszystkim zlikwidował deficyt budżetowy! Oprócz opracowania planu industrializacji Królestwa Polskiego, założył Bank Polski i podniósł prawie dwukrotnie dochody państwa. Wielki człowiek, a tak mało się o nim wspomina. Chyba udziela mi się nastrój przedwyborczy ...

Ruiny w Nietulisku Dużym
W drodze powrotnej rozmyślamy nad historią poznanych miejsc...


czwartek, 19 marca 2015

Szlakiem kościołów w świętokrzyskim cz. II - Święty Krzyż, Kałków Godów, Tarczek

Listopad 2014

Odwiedziliśmy już smukłe kościoły w kilku świętokrzyskich miejscowościach o bogatej historii, a teraz nadszedł czas, by dotrzeć do samego serca tej ziemi. Do miejsca, skąd województwo wzięło swoją nazwę. Do szczytu, gdzie jest najstarsze polskie sanktuarium, a jeszcze wcześniej był ośrodek kultu Słowian. 

Pogoda sprawiła nam cudowną niespodziankę - odziała wszystko dookoła kryształowym płaszczykiem szadzi. Stoję oniemiała u bramy Parku Narodowego, coś pięknego! 


Wędrówkę rozpoczynamy z Nowej Słupi Drogą Królewską, nazwaną tak dlatego, że królowie często chodzili tędy do do relikwii Krzyża Świętego. 

Droga Królewska
U stóp Łysej Góry stoi tajemnicza kamienna figura z XIII wieku. Nie wiadomo dokładnie kogo przedstawia, ale najciekawsza legenda mówi, że jest to pielgrzym Emeryk. Pyszałek pozwolił sobie na stwierdzenie, że dzwony biją na jego cześć, za co został ukarany zamieniając się w posąg. Teraz posuwa się do przodu o jedno ziarnko piasku co roku, a gdy znajdzie się już na szczycie wypełni się jego pokuta i nastąpi koniec świata.


Wspinamy się drogą, którą pielgrzymowali wierni od setek lat. Drogą, która widziała też wiele cierpień, gdy świątynie zamieniono na więzienie, a potem obóz jeniecki. 

Buk Jagiełły

Mijamy buk Jagiełły, pod którym król nieraz odpoczywał. Wygląda jak starzec pomarszczony przez wspomnienia, pokrzywiony przez cierpienia i z brodawkami wypełnionymi szczęściem.  



Towarzyszy nam delikatne dzwonienie, to szkiełka szadzi spadają strącane przez wiatr. Zostawiamy pierwsze ślady na białym dywanie, jesteśmy sami, tylko ze swoimi myślami.


Zza mgły wyłania się brama sanktuarium i dopiero, gdy podchodzimy bliżej możemy dostrzec klasztor. Tajemnicza otoczka wycisza nas, oddajemy się magii tego miejsca.


Po mszy obchodzimy krużganki i pijemy kawę w dawnej aptece. Niegdyś mnisi uprawiali koło klasztoru wiele roślin leczniczych i sporządzali z nich lekarstwa.

Dawna apteka benedyktyńska
Schodzimy do krypty, by zobaczyć Jareme Wiśniowieckiego. Nie mogę uwierzyć, że to ten sam, o którym czytałam w "Ogniem i mieczem". Potem okazuje się, że nie ma pewności czy to faktycznie on. Ciekawe, że w podziemiach znaleziono podwójną trumnę z małżeństwem trzymającym się za ręce. Pewnie stoi za tym jakaś romantyczna historia.


Chcemy wejść na wieżę, niedawno odbudowaną po zniszczeniu podczas II wojny światowej, ale jest zamknięta. 
 
Części zburzonej wieży nadal leżą na ziemi

Opuszczamy tę mistyczną górę i jedziemy dla kontrastu do dosyć młodego Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Pani Świętokrzyskiej w Kałkowie-Godowie. Na ołtarzu znajduje się kopia obrazu Bolesnej Królowej Polski z Lichenia, zwanej "Cierpliwie Słuchającą".  Wychodzimy na teren ogrodów ze stacją krzyżową, grotą z Lourdes i dziwną budowlą. Jest to Golgota Wschodu, czyli taki pomnik martyrologii polskiej. W środku krążymy po labiryncie korytarzy i schodów do kolejnych pomieszczeń upamiętniających wszystkie tragiczne chwile w historii naszego państwa. W pamięci zapada mi jedynie prawdziwy samochód księdza Popiełuszko. 


Widok z Golgoty Wschodu, Kałków - Godów
Obok Golgoty jest replika samolotu z katastrofy smoleńskiej z wizerunkami polityków i pary prezydenckiej w oknach i drzwiach. Obok ciągną się zagrody i klatki z różnymi zwierzętami, np. złotym ptakiem. Patrzyłam na to wszystko z wielkim zdziwieniem. Całe założenie, idea jest bardzo zaszczytna, ale wykonanie to pomieszanie z poplątaniem lawiruje na skraju kiczu. Jeszcze to zoo ...

Bezdroża
Po drodze trafia nam się jeszcze niewielki kościołek w Tarczku, aż z XI wieku i to zachował się w prawie niezmienionym stanie od tamtych czasów. Romańską budowlę otaczają bardzo stare drzewa, mur i bezkresne pola. Jest też drewniana dzwonnica i niespotykane nagrobki.

Kościół Idziego Opata w Tarczku
W Tarczku
W ten krótki, ale intensywny dzień odwiedzamy jeszcze ruiny w Bodzentynie i Nietulisku, ale to opisze oddzielnie, żeby było przejrzyście.
Kościół w Bodzentynie

środa, 18 marca 2015

Szlakiem kościołów w świętokrzyskim cz. I - Nowy Korczyn, Wiślica, Strożyska, Stopnica, Busko Zdrój, Szczaworyż

Listopad 2014

Nauczyłam się od Andrzeja ważnej rzeczy - żeby nie rezygnować z wyjazdu ze względu na pogodę. W myśl powiedzenia, że jeśli czeka się na właściwy moment to można się nie doczekać, bo on jest właśnie teraz. Wystarczy dobrać atrakcje odpowiednie do aury, dlatego my wyznaczyliśmy sobie listopadową trasę szlakiem kościołów. Po nieplanowanych odwiedzinach Zalipia, przeprawiamy się promem na świętokrzyską ziemię i niemal symbolicznie stawiamy stopy na drugim brzegu nieodkrytym jeszcze przez nas.

Chciałam wyszukać jakieś informacje o Nowym Korczynie, bo właściwie to wcześniej o nim nie słyszałam. Czytam - "miasto położone było na skrzyżowaniu szlaków handlowych" - zaczyna się ciekawie, ale moje oczy robią się coraz większe ze zdziwienia, gdy co chwila pojawiają się w opisie imiona królów, którzy często w nim bywali, a znany był z takich wydarzeń jak zjazdy rycerskie, zawiązanie konfederacji, sejmiki generalne, zjazdy szlachty, jarmarki, przyjmowanie posłów ...  Dobra passa trwała do XVII wieku, potem już było tylko gorzej - pożary, powodzie, wojny i przeniesienie stolicy do dalekiej Warszawy, sprawiły że odebrano mu prawa miejskie. Dziś można znaleźć taki widok na dawnym rynku, ale my lubimy ten klimat małomiasteczkowy.


Nowy Korczyn
Po dawnej świetności pozostały dwa strzeliste, piękne kościoły:




Kościół Trójcy Świętej w Nowym Korczynie


Kościół św. Stanisława w Nowym Korczynie z ciekawym murem







Jedziemy do Strożysk - z wieży kościoła wypatrywano wrogów, bo była stąd doskonała widoczność, aż po same Busko. Od tej strażniczej funkcji wzięła się nazwa wsi.



Kościół WNMP w Strożyskach
Na kościele są podobno dwa najstarsze zegary słoneczne w Polsce, ale ich nie wypatrzyliśmy, bo nie mają już gnomonów. Ale i tak nie wskazywały dobrze godziny, gdyż zostały umieszczone trochę na odczepne - papież nakazał, a nie było akurat fachowca, który by to zrobił prawidłowo.




Przy kościele w Strożyskach
















Kierując się do Wiślicy, mijamy rozczulającą i rozsypującą się kapliczkę z malutkimi figurkami po każdej stronie. Uwielbiam to zdjęcie.



Gdzieś między Nowym Korczynem a Szczerbakowem


Stawy hodowlane w Szczerbakowie, ostoja dla wielu ptaków
Wiślica ma podobną historię do Nowego Korczyna, tylko że sięga znacznie wcześniej, aż do czasów plemienia Wiślan, które miało tu stolicę swojego państwa. Miasto kwitło, gdy było siedzibą dworu Kazimierza Sprawiedliwego, wtedy też powstała unikatowa w skali świata płyta orantów, czyli "Mona Lisa" sztuki romańskiej. Można ją zobaczyć w podziemiach bazyliki tylko z przewodnikiem po wykupieniu biletu do muzeum obejmującym stanowiska archeologiczne, wikarówkę fundacji Jana Długosza, najstarszą chrzcielnicę w Polsce, itd ... Zadowoliliśmy się obejrzeniem na ołtarzu figury Matki Bożej Uśmiechniętej,  zwanej też Łokietkową, bo książę  modlił się przy niej o zjednoczenie królestwa. Bardzo mi się podobała ta prymitywna, radosna rzeźba, jakby mówiła że nie potrzeba jej złotych zdobień, by się cieszyć.



Dom Długosza i bazylika w Wiślicy
Bazylika Narodzenia NMP w Wiślicy to kolejny już na naszej mapie kościół ekspiacyjny (wybudowany jako pokuta), tak jak i w przypadku Szydłowa, Kazimierz wielki ufundował go za zabicie księdza Baryczki.


Bazylika Narodzenia NMP w Wiślicy





Było miasto, a jest wieś - na klimatycznym "rynku" w Wiślicy
Następna miejscowość ma oryginalną nazwę Chotel Czerwony.  Podchodzimy do kościółka położonego na niewielkim wzniesieniu, który kryje tajemnicę: "Na jednej ze ścian kościoła wyryte są obrysy stóp, których znaczenia nie udało się do dzisiaj ustalić".



Fot. Andrzej P. Kościół św. Bartłomieja Apostoła w Chotlu Czerwonym

A potem zbaczamy z trasy, bo ciekawi nas wzgórze pośród pól. Okazuje się, że to Rezerwat "Przęślin", chroni roślinność stepową - o jakbym chciała to zobaczyć latem!



Rezerwat przyrody "Przęślin"
Na zboczu odsłonięte są kryształy gipsu dochodzące do 2,5 metra wysokości, możliwe że największe na świecie. Tworzą fantazyjne formy nazywane 'jaskółczym ogonem'. Podobno do słońca pięknie połyskują.


Kryształy gipsu w rez. Przęślin


Wjeżdżając do Buska Zdroju myślałam, że będzie to kameralne miasteczko jak np. Iwonicz Zdrój, a ukazują nam się duże osiedla z blokami. Po przejechaniu już sporego odcinka wreszcie jest to miejscowość, gdzie można napić się kawy w przytulnej kawiarni i zagrzać czerwone od wiatru policzki. Zwiedzenie części uzdrowiskowej odkładamy na cieplejszą porę roku, a dziś zaglądamy tylko do dwóch kościołów. Najpierw wchodzimy do ładnego, estetycznego kościoła z bogatym wnętrzem, jednak dla nas ciekawszy jest drewniany kościółek św. Leonarda ze starym cmentarzem i pięknymi nagrobkami.

Kościół św. Leonarda w Busku Zdroju
 
Nie mieliśmy na liście kościoła św. Jakuba w Szczaworyżu, ale wypatrzyliśmy go po drodze. Otoczony kamiennym murem jest bardzo fotogeniczny. Może nie jest zbyt duży ale naprawdę ładnie się prezentuje.


Kościół św. Jakuba w Szczaworyżu

Na bezdrożach

Trzeci kościół ekspiacyjny, który odwiedzamy jest w Stopnicy. Bardzo ucierpiał w czasie drugiej wojny, ale został odbudowany. Tak samo zamek, który nie wygląda jak zamek. Z gruzów podniesiono też nowicjat Księży Sercanów i te starania nie poszły na marne, bo właśnie wyczytałam, że Stopnica od stycznia 2015 odzyskała prawa miejskie po 145 latach, to wspaniała wiadomość, ciekawe czy Nowy Korczyn i Wiślica też mają na to szansę.


Sklepienie krzyżowo-żebrowe w  kościele św. Piotra i Pawła w Stopnicy

Klasztor oo. Sercanów w Stopnicy

 Zwieńczeniem"wyprawy kościelnej" będzie najstarsze sanktuarium w Polsce na Świętym Krzyżu, ale temu należy się osobna notka.

 
 


piątek, 13 marca 2015

Zalipie - malowana wieś

Listopad 2014

Doświadczam kolejnej zalety prowadzenia bloga - poszerzanie wiedzy na temat miejsc, w których się było! Podczas pisania notek poszukuję informacji, dzięki temu odkrywam nieraz ciekawostki, które zapadają w pamięć. Jasne, że przed wycieczką też się przygotowuję merytorycznie, ale w wiele miejsc trafiam zupełnie przez przypadek, po drodze i dopiero po powrocie okazuje się, gdzie to ja na prawdę byłam ;)
Takim przypadkiem była jedyna w swoim rodzaju wioska - Zalipie. Wyjazd mieliśmy zaplanowany do świętokrzyskiego, więc szukałam noclegu w okolicy Nowego Korczyna, bo stamtąd mieliśmy zacząć objazd. I tak się złożyło, że znalazłam tani pokój w małopolskim na granicy województw, a znak informujący nas o Zalipiu zobaczyliśmy zaskoczeni po drodze. Takie pozytywne zmiany planów lubię :)


Jesienna szarówka była dobra do zwiedzania ruin, ale te ukwiecone chaty wolałabym zobaczyć w pełnym słońcu. Choć teraz mamy wyobrażenie jak weselej mają mieszkańcy nawet w zimie, gdy wyjrzą przez okno, a tam feeria kolorów zamiast czarno białej monotonii.


Do środka chaty nie wchodziliśmy, bo muzeum było jeszcze nie czynne w niedzielny poranek. Będzie pretekst żeby tu wrócić w lecie.


Byłam zachwycona misternymi wzorami, talentem malarek i przede wszystkim pomysłu, który pojawił się już w XIX wieku. Dziś gospodarzy motywuje coroczny konkurs na najładniejszą malowaną chatę. Może dlatego, by prześcigać się w pomysłach zaczęto malować nie tylko budynki mieszkalne i ich wnętrza, ale wszystko dookoła... Dosłownie wszystko, nie przesadzam: budę dla psa, stodołę, płotek, most, studnie, beczkę, wiadro, drzewo! Jedna ze stron w internecie dobrze to ujęła pisząc: "Tylko psa nie pomalowano, bo uciekł" :)



Gdy wpisałam w googlach hasło -Zalipie- wyskoczyło również wiele zagranicznych stron i blogów. Widocznie jest to atrakcja na szerszą skalę, co bardzo cieszy.


A jeden domek ostał się pod omszoną strzechą. Ten krzywy płotek z kolorowymi jabłkami u stóp szczególnie mnie rozczulił.



Opuszczając ten czarujący zakątek trafiliśmy jeszcze na zadbaną kapliczkę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...