tło

piątek, 13 marca 2015

Zalipie - malowana wieś

Listopad 2014

Doświadczam kolejnej zalety prowadzenia bloga - poszerzanie wiedzy na temat miejsc, w których się było! Podczas pisania notek poszukuję informacji, dzięki temu odkrywam nieraz ciekawostki, które zapadają w pamięć. Jasne, że przed wycieczką też się przygotowuję merytorycznie, ale w wiele miejsc trafiam zupełnie przez przypadek, po drodze i dopiero po powrocie okazuje się, gdzie to ja na prawdę byłam ;)
Takim przypadkiem była jedyna w swoim rodzaju wioska - Zalipie. Wyjazd mieliśmy zaplanowany do świętokrzyskiego, więc szukałam noclegu w okolicy Nowego Korczyna, bo stamtąd mieliśmy zacząć objazd. I tak się złożyło, że znalazłam tani pokój w małopolskim na granicy województw, a znak informujący nas o Zalipiu zobaczyliśmy zaskoczeni po drodze. Takie pozytywne zmiany planów lubię :)


Jesienna szarówka była dobra do zwiedzania ruin, ale te ukwiecone chaty wolałabym zobaczyć w pełnym słońcu. Choć teraz mamy wyobrażenie jak weselej mają mieszkańcy nawet w zimie, gdy wyjrzą przez okno, a tam feeria kolorów zamiast czarno białej monotonii.


Do środka chaty nie wchodziliśmy, bo muzeum było jeszcze nie czynne w niedzielny poranek. Będzie pretekst żeby tu wrócić w lecie.


Byłam zachwycona misternymi wzorami, talentem malarek i przede wszystkim pomysłu, który pojawił się już w XIX wieku. Dziś gospodarzy motywuje coroczny konkurs na najładniejszą malowaną chatę. Może dlatego, by prześcigać się w pomysłach zaczęto malować nie tylko budynki mieszkalne i ich wnętrza, ale wszystko dookoła... Dosłownie wszystko, nie przesadzam: budę dla psa, stodołę, płotek, most, studnie, beczkę, wiadro, drzewo! Jedna ze stron w internecie dobrze to ujęła pisząc: "Tylko psa nie pomalowano, bo uciekł" :)



Gdy wpisałam w googlach hasło -Zalipie- wyskoczyło również wiele zagranicznych stron i blogów. Widocznie jest to atrakcja na szerszą skalę, co bardzo cieszy.


A jeden domek ostał się pod omszoną strzechą. Ten krzywy płotek z kolorowymi jabłkami u stóp szczególnie mnie rozczulił.



Opuszczając ten czarujący zakątek trafiliśmy jeszcze na zadbaną kapliczkę.

6 komentarzy:

  1. Kilka lat temu widziałam Zalipie (oczywiście przy okazji oglądania potencjalnej ziemi:)). Robi wrażenie, nawet poza sezonem. Szkoda tylko, że to takie "skansenowe". W wielu miejscach w PL zachował się zwyczaj ozdabiania domów - tylko nie w takim natłoku. W każdym razie ewenement jest z pewnością i dobrze, że go podtrzymują:)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak po prawdzie to chata pod strzechą, malowana na niebiesko, z płotkiem z patyków i jabłkami w trawie jest najładniejsza wg mnie; pomalowałabym pień starej jabłoni, ale nie przypasowałby mi do prostoty mego obejścia:-) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mario też uważam, że największe piękno tkwi w prostocie :)
    Bazylio, to prawda, że sansenowe, ale przynajmniej mają pomysł na przyciaganie turystów, aktywizacje mieszkanców i przede wszystkim podtrzymanie tradycji.
    Miło, że tu często zaglądacie, pozdrawiam Was!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nom najlepiej tak na miejscu dowiadywać się o okolicznych atrakcjach i odkrywać je :)..cukierkowe chatki, jeszcze dachy można malować ;)..nawet jabłek nie ma komu zbierać..

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Zalipie...też miałam okazję odwiedzić to kwieciste miejsce rok temu w maju :) będąc tam koniecznie trzeba zobaczyć pewne gospodarstwo w którym właściciele stworzyli mini skansen z szopką. Po za tym zagrodę Felicji Curyłowej, słynnej zalipiańskiej malarki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech... Zalipie... jest w planach, ale kiedy... nie wiem :(

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...